Każdy inny wszyscy równi – czy na pewno? Dlaczego czasami wynosimy na piedestał tych, którzy zwalczyli ograniczenia zamiast samemu korzystać z możliwości, które mamy?
Niepełnosprawny = lepszy?
Odnoszę wrażenie, że żyję w czasach swoistej gloryfikacji osób z jakimiś niepełnosprawnościami. Oczywiście tymi poświadczonymi dokumentem. Rozumiem, że istnieje tzw. dyskryminacja pozytywna i ją pochwalam. Ludzie chorzy, z jakimiś problemami (np. w poruszaniu się) powinni mieć szansę na normalne życie tj. uczyć się, pracować, realizować, spełniać marzenia. Jakiekolwiek ograniczenia czy wytykanie powinny być karane. Nie po to tworzone są oddziały integracyjne i mówi się o oczywistej równości ludzi, by w jakiś sposób odtrącać tych, którzy się od nas różni. I chociaż niekiedy pojawia się strach przed pomocą osobie niepełnosprawnej (czy się nie obrazi, czy nie zaszkodzę, czy nie zranię uczuć), warto chociaż zapytać.
Nie mam nic do przedsiębiorców którzy chcą wspierać osoby niepełnosprawne. Jeśli te setki ogłoszeń naprawdę ma na celu pomoc w znalezieniu pracy osobom faktycznie chorym i będzie się to wiązało z godnymi warunkami pracy i szanowaniem pracownika – jestem za. Niestety często jest to furtka dla właścicieli firm, którzy chcąc ominąć przepisy prawne szukają “pani z X grupą inwalidzką”. Do tego dodamy grupę osób, które chore nie są, ale udało im się zdobyć papier i pozostaje jakiś taki niesmak pt. “chyba muszę mieć papier by móc pracować”. Nie, nie mam z tym problemu. Powyżej przytoczona sytuacja mnie nie dotyczy, ale wciąż obija się o uszy.
Zaczęłam się zastanawiać nad czymś innym. Jestem zdrowa i cieszę się, że żyję. Nie wzbudza to jednak takiego zachwytu jak radość z życia osób chorych w jakikolwiek sposób. Fascynuje nas udział w maratonie człowieka bez kończyn, pasja osób na wózku i cała masa innych zajęć osób, które w jakikolwiek sposób odstają od nas. Mam wrażenie, że dla tych, którzy dowiedzieli się, jak kruche jest życie i zdrowie, którzy biorą jakieś leki i bardzo często muszą pielgrzymkować (niekiedy cały swój żywot) od lekarza do lekarza, życie ma smak. I bardzo je lubią, wręcz kochają. Za to są podziwiani przez nas. Za upór w dążeniu do celu, odwagę w spełnianiu marzeń, za pasje, radość życia i całą masę pozytywnych cech. W moim odczuciu te osoby są wdzięczne i okazują to wykorzystując swoje chwile na tej planecie na maksa. Jak każdy mają swoje słabości, zwątpienia, momenty negatywnych emocji do świata ale każda “zdrowa” osoba powinna uczyć się od tych “chorych” łapania chwil.
I zaraz pewnie będzie “no ale X jest chory to może się cieszyć, że dziś się obudził ja ….” tu można wstawić cokolwiek. Zawsze znajdujemy problemy, wymówki, ograniczenia, usprawiedliwienia.
Można w sumie ująć to w pytania i odpowiedzi (inspiracją były zasłyszane wypowiedzi, sens pozostał ten sam)
Dlaczego nie zdobyłeś góry jakiejśtam, skoro chłopiec bez nóg to zrobił i zdobył ojejjakwysoką?
Bo ten chłopiec miał łatwiej, pomagali mu, no i na protezach łatwiej.
Dlaczego nie zdobyłeś wymarzonej pracy?
Bo nie mam orzeczenia o niepełnosprawności.
Dlaczego nie cieszysz się życiem?
Bo je mam i o tym nie myślę.
Dlaczego bardziej fascynują nas ludzie, którzy nie mając czegoś potrafią się cieszyć? Ponieważ sami, mając często prawie wszystko nie cieszymy się, Nikogo nie obchodzi zdrowy człowiek, który cieszy się życiem. Pewnie dlatego, że powinno to być naturalne. Obecnie podziwiamy tych, którzy mimo przeciwności losu po prostu żyją a sami chowamy się za różnymi “bo” i zapominamy, że powinniśmy podziwiać wszystkich, także siebie.
Tekst nie ma na celu obrażenia kogokolwiek, ma otworzyć oczy- powinniśmy w końcu zacząć żyć, odnaleźć swoje radości i doceniać co mamy.
Absolutnie się z Tobą zgadzam, niektórzy ludzie nie umieją się cieszyć z tego co mają i często zazdroszczą innym różnych rzeczy. Raz rozmawiałam z pewna znajoma i zaczęła mi narzekać, że ona czuje się taka nijaka bo nie ma takich fajnych ciuchów, kosmetyków, wyjazdów jak pani X. a ja jej powiedziałam że pani X też czegoś pewnie nie ma i chciała by mieć coś co ma ta znajoma. Na to zostałam zbesztana i usłyszałam, że pani X ma wszystko i ona nie ma komu czego zazdrościć. Smutne jest to, ze ludzie patrząna siebie przez pryzmat pieniędzy i tego "jak cie widzą tak cie piszą".
mój Mąż jest niepełnosprawny. Dzięki Niemu poznałam mnóstwo 'takich' osób i ich rodzin. Najbardziej uderzająca jest ich siła i wytrwałość w dążeniu do celu. Zwłaszcza niektórych rodziców, którzy są w stanie nie spać i walczyć do upadłego o dobro swoich dzieci. Są tacy sami jak my, ale należą im się 'prawa' – miejsce parkingowe, ustąpienie miejsca, szerokie przejścia w sklepach czy podjazdy. To jest absolutne minimum. I fakt. Cieszą się życiem, każdym osiągnięciem dlatego, że musieli ciężko i latami na to pracować, co nam przychodzi bez trudu i zastanowienia. Mój Mąż chciałby móc chodzić z rękoma w kieszeniach
I właśnie dlatego powinniśmy doceniać, że możemy dużo zrobić i wymagać od siebie więcej. Co do "praw"- zgadzam się, jestem za udogodnieniami, szkoda, że jest ich dość mało.
Chyba każdy dojrzewa do tego w innym momencie i zaczyna dostrzegać, że to nie do końca tak jest 🙂