Hiszpania to kraj, którego wiecznie mi mało. I chociaż od wyjazdu (i powrotu) minęło wiele czasu to wiem, że czekaliście na relację. Po wielu zawirowaniach- nadeszła 🙂
Jeśli nie wiecie gdzie zjeść w Maladze a jesteście akurat w okolicach portu- kierujcie się główną ulicą w kierunku diabelskiego młyna. Po lewej stronie zobaczycie bar Rambla. Śmiało możecie zamawiać- jedzenie jest tanie i dobre, a porcje, jak widać, wcale nie należą do najmniejszych 🙂
Diabelski młyn funkcjonuje w Maladze pod nazwą Mirador Princess i kosztuje 10 euro. Kolejek na miarę London Eye nie uświadczycie 🙂
Polecono nam odwiedzenie Torremolinos – podobno plaże ładniejsze niż w Maladze i w ogóle cudo. Jakoś nam nie wyszło dotarcie na plażę w mieście, więc Torremolinos nie było aż tak złym pomysłem. Wiecie, że tam piasek jest ciemny jak na działkach w Polsce? Wyglądałam trochę jakbym wracała z mojego osiedla (brak chodników = ciemny piach), ale na zdjęciach wygląda całkiem ładnie. Zgodnie z zapowiedziami, piasek nie był aż tak gruboziarnisty 🙂
Jedliście już magnum double caramel? Nawet jak dla mnie było to stanowczo za słodkie 🙂
Ojej, zazdroszczę, pięknie tam! 🙂
Ojej, hiszpańskie jedzenie <3 Malagi nie kojarzę zbyt dobrze, bo tam pożegnałam po dwóch tygodniach narzeczonego, który wracał do Polski, a w perspektywie było 2,5 miesiąca bez niego. Może kiedyś uda nam się tam wybrać razem, żeby pokonać te złe wspomnienia 😉
Ale pięknie!
No i od razu zrobiłam się strasznie głodna 🙂
Zazdroszczę wypadu i czekam na więcej. Ja w Hiszpanii niewiele zobaczyłam – za młoda byłam i zbyt ograniczały mnie zasady 🙁
Koniecznie, jak dacie radę to warto – namiary na jedzonko i młyn już macie 😀
Dzięki, sama sobie zazdroszczę 🙂 A niedługo kolejna przygoda! 😀
Ojj przykro mi, ale jeszcze zwiedzisz 🙂 Ja zawsze jestem głodna jak widzę tapas 😀 Też czekam na więcej i to "więcej" już niedługo- i na blogu i w życiu 🙂