Nie oszukujmy się – większość z nas zawsze znajdzie jakiś mankament swojego ciała. Za duże uda, za wąskie usta czy cokolwiek innego.
Nie da się ukryć – jestem kobietą. Czasami marudzę, że jestem taka, siaka i owaka. Ale obok umiejętności znajdowania w sobie mankamentów (wrodzonej, nie chce mnie małpa opuścić!) posiadłam drugą – pokochałam swoje ciało.
Zajęło mi to bardzo dużo czasu i do teraz muszę sobie przypominać o powodach, dla których je kocham 🙂
Kocham moje nogi
za to, że mnie wszędzie noszą. Moje uda mają zdolność szybkiej regeneracji, bolały mnie tylko w początkowej fazie fascynacji Zumbą. Zawsze narzekałam na ich wielkość, a okazuje się, że zupełnie niepotrzebnie ukrywałam je w za szerokich spodniach. Mam silne mięśnie, które potrafią mnie zanieść gdziekolwiek zechcę i po to zostały stworzone. Gdy po raz pierwszy odważyłam się ubrać w rurki poleciało mnóstwo komplementów. Nie wiem, czy szczerych, ale zaczęłam się wtedy zastanawiać – gdzie tkwi blokada?
i Puchatkowy brzuszek
Jasne, że chciałabym mieć idealny brzuch jak z reklamy. Ale bliżej mi do Kubusia Puchatka 😉 w dodatku wciąż słyszę, że przesadzam a ograniczenia mam w głowie. Zatem ok – brzuszek jest od karmienia go. I po temacie. Też go kocham!
Włosy
też pokochałam, mimo maltretowania ich różnymi farbami w okresie głupizny 🙂
Moje oczy
doczekały się wielu komplementów i jeszcze więcej prób definiowania ich koloru. Doszłam jednak do wniosku, że jakiegokolwiek koloru by nie były są wspaniałe – dzięki nim patrzę na świat i oglądam wszystko dookoła. Wystarczy. A najbardziej podoba mi się ich kolor gdy płaczę. Ale wolę płakać ze szczęścia niż z bólu jak przy ósemkach. Z kolei z żalu czy innych negatywnych emocji nikt płakać nie lubi, więc komentarz zbędny.
Umysł
właściwie też powinien mieć tu trochę miejsca dla siebie. Problem w tym, że nie uporałam się jeszcze tak do końca z brakiem wiary we własne umiejętności, chociaż jest coraz lepiej. W dodatku strasznie fascynuje mnie biologiczno-fizyczno-chemiczna wizja mózgu. Książki, w których obecnie pływam to “Jak się uczy mózg” oraz “Neurodydaktyka nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi” – zainteresowanym polecam, jeszcze do tematu wrócę (bo praca się przecież sama nie napisze) 🙂
I wszystko!
Mogłabym tak pisać o każdym narządzie. Przecież jakby się uprzeć palce jakieś takie nieidealne (bo w reklamie Aparta modelka ma ładniejsze) a i kostki mogłyby wystawać w tym miejscu a nie w tamtym i wyższa byś mogła być, Tysiu. W ogóle, bo widzisz, bo Stasia jest taka śliczna a Ktosia taka… Ale wiecie? Ja to ja, całkiem wyjątkowy zlepek komórek. Trochę tu, trochę tam.
Dlaczego kocham swoje ciało? Czy jestem pustakiem?
Ogólnie moje ciało (i każde inne) jest jedną wielką napędzającą się machiną. Nie potrzebuję urodzić dziecka by to zauważyć. Każde wyzwanie, które rzucam swoim komórkom jest przyjmowane i realizowane. Przełomem był chyba półmaraton, który uzmysłowił mi, że najwięcej problemów jest w naszych głowach. To tam tkwią nasze kompleksy, które karmimy. Ja postanowiłam przestać 🙂 Tylko czasami są takie dni typu “jestem taka śmiaka owaka buuu- idę pod kocyk!” Trudno. To też muszę zaakceptować. Podobnie jak migrenę, z którą już trzymamy sztamę (albo ona znów tylko udaje) 😉
Nieważne, jakie defekty sobie wymyślimy. Ważne, żeby zrozumieć, że mamy mało czasu na tej planecie a nasze ciała są po to, by umożliwić nam życie. Są fascynujące i zasługują na uwagę i szacunek. Trochę martwi mnie, że przyznanie się, że ma się coś ładnego jest dla wielu ludzi równoznaczne z byciem narcyzem. Cóż, trudno, czas zmieniać swoje myślenie. Za mało czasu, za dużo pięknego świata dookoła! A Ty?
piękny i mądry tekst 🙂 ja miałam i mam podobnie jak Ty 🙂 i też bardzo kocham swoje nieidealne ciało 🙂
ale ja akurat kocham to co inne i nietypowe 🙂 pozdrawiam
Piękny wpis 🙂 A jaki inspirujący…
Aż się człowiek nie może przestać uśmiechać do monitora… Trzymam za Ciebie kciuki – oby tak dalej! :)))