Nie chodzi tutaj wcale o nowe życie i wykrywanie ciąży w jakimkolwiek stadium 😉 Ostatnie dni, a nawet tygodnie na tyle mnie przygasiły, że nie miałam ochoty na nic.
Walczyłam z tym jak mogłam… aż w końcu postanowiłam ulec – mam prawo do obniżenia nastroju, fochów czy leżenia do góry brzuchem. W ramach wznowienia walki z jesienną chandrą poszukiwałam w sobie dziecka. Przecież w dzieciństwie tyle rzeczy sprawia nam radochę, mamy masę pomysłów i nie boimy się ich realizować. Postanowiłam co jakiś czas zrobić coś “innego”, co w oczach innych jest głupotą czy czymś, co “nie przystoi dorosłym”.
A ja? Wiecznie coś robię, spełniam aspiracje i zastanawiam się, czy właśnie tego chciałam? Nie wiem, ale często to, czego chcę jest nieracjonalne, za drogie, zbyt infantylne, nieodpowiednie etc.
Dziś zdałam sobie sprawę z tego, że chcę wcinać lody łyżeczką w plenerze w jakimś jesienno-zimowym miesiącu. A skoro za oknem słońce – wzięłam wspomnianą bohaterkę z metalu i uderzyłam do żabki po lody 🙂 Może nie jest to szaleństwo, ale jakaś odskocznia- na pewno. Przecież rodzice nie pozwalali mi jeść lodów w trakcie listopadowych spacerów 😉
A Wy? Co ostatnio zrobiliście dla siebie? Jak zaspokajacie swoje “dziecięce” potrzeby? Może macie jakieś pomysły na całkowicie beztroskie przyjemności rodem z dzieciństwa?
Kiedyś wyczytałam, że aby nie zwariować i aby cieszyć się dobrym zdrowiem psychicznym, wypadałoby codziennie zrobić coś dziecinnego. Od dawna mam ten plan wcielony w życie i z radością z niego korzystam – wycinam numery mężowi, robię coś głupiego, drażnię się z psem, rzucam głupie teksty – ot, dla rozluźnienia. Przynajmniej jeden dziennie wybuch śmiechu z samej siebie mam zagwarantowany 🙂
O. Lód między nogami
Faktycznie źle z tobą, bo kiepsko na tych zdjęciach wyglądasz