Leniwy wieczór, czyli film oglądany na laptopie. Tym razem na tapet wzięłam Hachi: A Dog’s Tale, tytuł polski to mój przyjaciel Hachiko.
O genialnych psach i innych zwierzętach, które przywiązują się do swoich właścicieli, często aż za bardzo, powstało mnóstwo dzieł – nie tylko literackich.
Początkowo nie skojarzyłam faktów i nie przeczuwając niczego złego włączyłam film. Wzruszające sceny prób nauczenia psa aportowania, szczeniak proszący o uwagę – cud, miód, orzeszki. Przecież wiadomo, że nic tak nie rozczula widza jak dzieci. A zwierzęce maluchy już w ogóle…
Jednak Hachi dorasta i codziennie towarzyszy swojemu panu w jego drodze na stację kolejową, wraca do domu i punktualnie o 17:00 czeka na powrót profesora z pracy. Jak można się domyślić, pewnego dnia pan nie pojawia się w drzwiach dworca a pies cały czas czeka. Zabrany przez córkę właściciela nadal ucieka, by czekać na swojego przyjaciela. Rozpoznawany przez całe miasteczko może liczyć na wsparcie – pan robiący hot dogi zawsze podzieli się z nim wodą i parówką, a właścicielka sklepu mięsnego żywi go jakimiś kawałkami dobrego mięsa.
Sielanka, wyciskacz łez. Zastanawiają mnie dwie kwestie :
1. Pies, który leci z Kraju Kwitnącej Wiśni do Stanów i po drodze “gubi się” na stacji kolejowej – nikt go nie szuka? Że co? Ktoś go chyba zamówił, tak? Nie dość, że niehumanitarne, to jeszcze nielogiczne rozpoczęcie filmu.
2. Czy gdyby żona profesora zabrała Hachi na pogrzeb jego pana pies byłby w stanie zrozumieć, że już go nie ma? Czekałby na stacji, zgodnie z teorią Pavlova, czy jednak dałby sobie spokój?
Tysia jako widz jest strasznie “miętka”, wyłam jak nienormalna gdy pies za każdym razem czekał do późnych godzin nocnych na swego pana i nie rozumiał, że go nie będzie. Muzyka tylko potęgowała mój smutek. Nie było szans na to, by się nie popłakać. Pies śpi pod jakimś wagonem, je co mu dadzą, codziennie czeka na kogoś, kto nigdy nie nadejdzie…
Niby film, niby nic takiego, a jednak – dla mnie smutny jak diabli. Chociaż może innych by nie ruszył. Dopiero po uspokojeniu się ogarnęłam, że przecież znam tę historię. Ech, jaka jestem wrażliwa…
Więcej o psie znajdziecie u cioci Wikipedii. Wcale mnie nie dziwi, że postawili temu psu pomnik.
Szczerze mówiąc nie znam nikogo kto oglądając ten film nie płakał. To niewykonalne. Obejrzałem ten film raz i w życiu już go nie tknę. Nie przeżyłbym drugiej takiej dawki.
wklejam jeszcze raz Ups….wpisałam sobie ponowny udział w BFN jako jeden z malutkich celów :)) W zeszłym roku też się zaangażowałam, anwet nie odebrałam "papierka" ;p
co konkretnie studiujesz? 🙂 Mamy wiele wspólnego 🙂 I czym kręcisz filmiki? 🙂
Tak, to piękny film 🙂
to dużo na siebie wzięłaś ;-))