Chcemy więcej, szybciej, lepiej. Więcej robić, więcej zarobić, więcej wiedzieć, więcej zwiedzać. Najlepiej, by nasz planner pękał w szwach od nadmiaru zajęć a potem zastanawiamy się jak to się stało, że jednak nie mamy dla siebie czasu. Szybciej żyjemy, więcej chcemy, ale czy faktycznie jest nam lepiej?
Rano biegasz, robisz śniadanie dla wszystkich, pakujesz wypasiony (oczywiście idealnie wyliczony i pięknie wyglądający) lunch dla siebie i rodzinki, w trakcie przerwy na obiad załatwiasz miliony spraw i uczysz się słówek z chińskiego, w pracy obowiązkowo używasz czterech języków obcych, a po skończonej zmianie gnasz na siłkę. Po siłce spotkanie z przyjaciółmi, jakieś kino/ randka, potem czas na czytanie mądrych książek, jogę w domowym zaciszu albo na zajęciach z koleżankami, albo może pole dance, bo to akurat ten dzień? A może jesteś mamą i jeździsz do i ze szkoły z dziećmi, by zdążyły na czas na swoje zajęcia dodatkowe i w międzyczasie sama też zapchałaś swój terminarz do reszty? Albo skaczesz z jednej pracy do drugiej a gdzieś w luki wpychasz dodatkowe zadania, bo chcesz być fit a do tego poprawić swój angielski i frustrujesz się, że jednak się nie udaje?
Jestem leniem, bo Grażynka, ta to dopiero zaiwania!
Mam wrażenie, że tak żyjemy. Albo chcielibyśmy. Przecież jak masz pusty kalendarz to jesteś leniem, nie masz co robić, gdy masz czas wypić spokojnie kawę a w wolny dzień szwendasz się bez celu po okolicy. Nie rozwijasz się, no helloł! Jeśli pomyślisz o wejściu na jakieś media społecznościowe w ramach rozrywki może się okazać, że poczujesz się winna – Ty się obijasz, a inni?! Oni podróżują, rodzą dzieci, uczą się kolejnych języków, awansują, trenują, biegają, jogują, a Ty co? Jak to, spacerujesz z rękoma w kieszeni? I dlaczego robisz zdjęcia i nie chwalisz się, gdzie byłaś (czyżbyś żyła jeszcze w realu)?
Czuję, że się zatraciliśmy. Wysłuchuję jak to Kasia ma dość, bo nie ma kiedy iść w spokoju do toalety, ale przecież nic takiego nie robi, bo Grażynka to dopiero jest cyborg! Grażynka chodzi na siłkę 5 razy w tygodniu, robi codziennie dywanówki, chodzi na włoski i niemiecki, zna już 6 innych języków obcych, umie programować, w ogóle, czego Grażynka nie umie i nie robi! A związek jaki ma wspaniały! Dzieci jakie ułożone! Ciało takie cudne! Konto takie wypasione! Czego Grażka nie ma!?
A gdybyś…
Kasiu, a gdybyś tak odpuściła? Gdybyś wsłuchała się w siebie? Czego Ty chcesz, a nie to, czego myślisz, że oczekuje od Ciebie społeczność? Gdybyś wyhamowała? Zatrzymała się i żyła jak sprzed ery komórkowego Internetu?
A może i Ty jesteś w jakimś stopniu Kasią? Tylko… czy zdajesz sobie z tego sprawę? Czy nie masz za dużo na głowie, z ciągłym wrażeniem, że to wciąż za mało? Czy nie biegniesz wciąż, by mieć więcej?
Tak myślę, czego ja chcę, więc postaram się odpowiedzieć w komentarzu. Jak przeglądam instagrama, to można dostać kompleksów widząc sterylnie czyste, białe wnętrza ze świetnie dobranymi dodatkami. Do tego śniadania, które wyglądają lepiej niż w restauracji. Kiedyś próbowałam zrobić ładne śniadanko na ładnym tle, ale poczułam się dziwnie. Stwierdziłam, że to jest dla mnie idiotyczne, spytałam się po co to w ogóle robię. Robiłam, bo robiło tak pół instagrama. Niestety albo stety, ja tą połową instagrama nie jestem. Potem znowu patrzę: mają niewiele lat, a jeżdżą nowymi samochodami, ich ciuchy zapełniłyby pół mojego mieszkania, a na takie kosmetyki musiałabym pracować pół roku. I pod taką presją, że mają inni, potrafiłam kupić sobie gadżet lub perfum, który potem leżał zakurzony, bo tak naprawdę ja tego nie potrzebowałam. I z perfumami z Avonu wcale nie byłam mniej szczęśliwa niż z tymi z górnej półki. Jestem też zmęczona gloryfikacją zajętości i chwaleniem się, że "nie mam czasu". Ja mam dość sporo i nie czuję się z tego powodu gorzej, choć czuję presję. Nie umiem też zmusić się do katorżniczej pracy dla spełniania jakiegoś wielkiego marzenia lub zachcianki. A może po prostu ja tego czegoś nie chcę, tylko wydaje mi się, że chcę? A może nie jestem osobą ambitną i czas się z tym pogodzić? Pytań jest wiele.
No właśnie, może nam się tylko wydaje, że chcemy? A może ja wcale nie chcę jeść zimnego obiadu po zrobieniu siedemnastej wersji zdjęcia na insta tylko nacieszyć się tym, że moja carbonara jest świetna z porem i wciągnąć ją z radością godną małego dziecka w domowym zaciszu? Tak się tylko zastanawiam jak często i na jak długo łapie nas chęć bycia "naj" w superlatywach 😉
Myślę, że w tym tekście jest trochę prawdy. Mamy czasy, że teraz każdy biega, lata, z wywieszonym jęzorem, każdy pracuje, przepracowuje się, aby mieć więcej i lepiej. Ważne jest w tym wszystkim też podejście, zdrowy rozsądek. O odpoczynku nie mówię, bo w tym jestem za cienka w uszach 🙂 Ale ja np. bardzo lubię być zajęta, to już jak nawyk. Lubię to! Lubię tą dynamikę zajęć, odkrywanie i wykorzystanie życia na maksa 🙂 Bezcenna jest też wdzięczność, której we mnie dużo. Kiedyś ciągle się śpieszyłam i właściwie to było złe. Teraz wiem, że warto się wyluzować, zapierdalać, ale też mieć życie 🙂 🙂
To czego każdy z nas pragnie to szczeście.
Bez jakiegokolwiek odczucia żalu.
I tego cały czas szukamy.
Wszyscy.
Jak słusznie zauważyłaś szukamy nie tam gdzie trzeba.
Nie tam gdzie ono jest.
Żeby je znaleźć musimy szukać tam gdzie można znaleźć 🙂
Bravo za wpis 🙂
Mam wrażenie, że ludzie czerpią na niedosyt. Konsumpcjonizm jest okropnym zjawiskiem, ale coraz częściej je zauważam. Szczególnie w sklepach, kiedy idę po kilka brakujących rzeczy, a inni mają po brzegi napchane koszyki. To samo w sklepach z ubraniami. Jakość nie jest już tak ważna dla niektórych. Ważne, żeby było modne i tanie 😉
Ja kiedyś byłam bardzo zabieganą osobą, starałam się aby wszystkim było dobrze i chciałam spełnić wszystkie oczekiwania. Duże zmiany zaszły gdy nauczyłam się asertywności, a konkretnie mówić "nie". 🙂 Ludzie często próbują nas skłonić do wielu rzeczy, zaś to my sami musimy rozsądzić czy naprawdę chcemy się czymś zająć, czy zwyczajnie nie potrafimy odmówić.
Ciekawy wpis 🙂 Czasem warto usiąść i się zastanowić, czego tak naprawdę się chce, co daje radość i satysfakcje i co sprawi, że nasze wartości nie pozmieniają nagle miejsc i nie zaniedbamy najważniejszych!
Myślę, że jest we mnie sporo z Kasi, ale w gruncie rzeczy robię rzeczy, które sprawiają mi frajdę, mimo, że jest ich całkiem sporo. Najważniejsze to znaleźć złoty środek, żeby ze sobą też spędzić trochę czasu 🙂
Mądrze – i prawdziwie. Uważam, że we wszystkim najlepszy jest złoty środek. Przeleżeć całego dnia na kanapie też bym nie chciała, ale odpuścić czasami trzeba. Dla własnego zdrowia psychicznego przede wszystkim. A najgorsze to wmawiać sobie, że inni robią więcej i nie mają żadnych potknięć po drodze. To zwyczajnie nie jest prawda.
Ok, ja też lubię, ale czy nie jest tak, że w wolnych chwilach mamy poczucie winy, bo powinnyśmy coś robić? Robić wciąż więcej i więcej? Tak tylko głośno myślę 😉
Też mi się tak wydaje, zupełnie jakbyśmy nie zauważali tego co mamy, bo gdzieś tam może być więcej, lepiej i fajniej. Może ale nie musi ale tego jakbyśmy nie widzieli 😉
O, widzę, że nie tylko ja należałam do grona nieasertywnych 😉 No dobra, nadal czasem należę 😉
O tak, leżenie cały dzień jest super raz do roku 🙂 A z tym wmawianiem sobie, że się za mało robi to chyba często się zdarza, zwłaszcza perfekcjonistom 😉
Dzięki 🙂 Właśnie tak siedziałam, zastanawiałam się i wartościowałam wszystko po kolei 😉 Szkoda tylko, że wiele osób zapełnia sobie (i np. mi) kalendarz a potem odwołuje w ostatniej chwili, bo np. hiszpański jednak nie jest priorytetem (a że blokuje termin komuś, kto akurat chciałby się dostać na filologię? oj tam 🙂 )
Wszyscy jesteśmy Kasią (czasami) jak znajdziesz złoty środek to wołaj 😉
Dzięki, ale w sumie – wiesz, gdzie szukać tego szczęścia? Bo ja nadal skaczę po alfabecie szukając odpowiedniej drogi. Tylko teraz dłużej łapię oddech i nabieram równowagi między poszczególnymi susami 😉
Ciekawy wpis i zgadzam się z Tobą każdy obecnie chcę być idealny, perfekcyjny i wszystko umieć itp. itd. ludzie sami siebie wpędzają w pułapkę perfekcjonizmu – często udają przed innymi jakie to mają idealne życie – a wieczorami "płaczą do poduszki" . Osobiście również narzucam sobie duże tempo, ale na szczęście mam na tyle samoświadomości, że wiem kiedy odpuścić 🙂 Pozdrawiam
Szczęściara! Tylu z nas już się zgubiło i zapomniało o odpuszczaniu 😉