Za każdym razem, gdy wracam z jakiegoś wypadu zastanawiam się, gdzie wyruszyć następnym razem. Cierpię też na chorobę klikacza, a że już nie klikam na allegro to poluję na tanie bilety Ryanaira. Neapol to taka masa sprzeczności, że aż nie wiem od czego zacząć.
Może zacznę od tego, że wypad miał być krótki i baaaardzo intensywny. Planowałam wejść na Wezuwiusz, zobaczyć Pompeje i ogólnie tyyyyle zrobić. Wyszło inaczej i przyznam, że mi to odpowiadało – było krótko i nieco mniej intensywnie, ale niezwykle relaksująco.
Czy Neapol jest niebezpieczny?
Podobno tak. Ale o tym nie wiedziałam, co chyba działało na naszą korzyść. Okazało się jednak, że o wiele bezpieczniej jest chodzić po mieście w nocy niż w ciągu dnia. Uważajcie na kieszonkowców, bo do naszego plecaka ktoś się próbował dobrać, ale że od razu zostało to zauważone i dość szybko chodzimy, to skończyło się na lekkim zirytowaniu. Założenie płachty przeciwdeszczowej na plecak sprawiło, że już nikt nie próbował się do niego dobierać, więc polecam ten patent.
Uważajcie na ulicy! Nie mam tu na myśli złodziejaszków a motocyklistów i kierowców. Nie mam pojęcia gdzie się spieszą i czy nie widzą pasów, ale nawet na nich można zostać nieźle przestraszonym (nie przejechanym, bo zwiewasz z ulicy w mgnieniu oka). A, zapomniałabym – większość samochodów jest nieźle poobijana, porysowana i ogólnie widać, że brały udział w kolizjach.
Neapol jest głośny
To nie ulega wątpliwości. Wybrałam nocleg w centrum, blisko dworca Napoli Centrale, by mieć wszędzie blisko, ale nie wpadłam na to, że całą dobę będę słyszała klaksony. Nie dość, że tititiiiiiit słychać cały dzień na ulicy, gdziekolwiek się nie ruszysz, to jeszcze w nocy nie da się spać przez to trąbienie. Zastanawiam się, czy to nie jest forma pozdrowienia czy pokazania, “siema, jadę!”. Da się przywyknąć, ale następnym razem nocleg zamówię bliżej plaży.
Włoski albo nic?
Zapomnij, że dogadasz się wyłącznie po angielsku. No chyba, że w jakiejś lepszej knajpie (jedna mnie urzekła – wszyscy mówili po angielsku a nasz kelner był po pięćdziesiątce i był najlepszy w odpowiadaniu na milion pytań o wszystko! 🙂 W mniejszych knajpkach, cukierniach i kawiarniach używaliśmy głównie hiszpańskiego (nasz włoski dopiero raczkuje) zmieszanego z angielskim, czasem padło niemieckie słowo i zachodziła komunikacja. Da się.
A przy okazji – zachwyciła mnie toaleta we wspomnianej knajpie- aby z ryby poleciała woda trzeba było nacisnąć stopą całkiem ładny pedał, nawet zrobiłam filmik 😉 urzekły mnie też malutkie ręczniczki do rąk
Klimat miasta
Nie będę ukrywać – jest syf. Serio, śmieci walają się wszędzie (i to w ilości większej niż w Madrycie) a w nocy odpowiednie służby się tym zajmują. Jest głośno (titiiiiit!), gwarno i dość tłoczno na ulicach. Bardzo ciekawym odkryciem były dla mnie warsztaty samochodowe na ulicy – mechanicy zajmowali się autami stojącymi na chodniku, zupełnie jakby byli w garażu.
Budynki w portowej części miasta są niezwykle zaniedbane, wyglądają jak rudery, a kościoły, choć piękne, to jedna wielka ruina. Przy Castel Nuovo trwają teraz prace nad kolejną linią metra, więc zachwyt nad zamkiem był nieco przyćmiony przez hałasujące urządzenia, gwar i ruch. Castel dell’Ovo i inne miejsca odwiedzimy na pewno kolejnym razem, a ja już się nie mogę doczekać powrotu!
Jeśli chodzi o temperatury to w czasie naszego pobytu, jak na czerwiec przystało, przez cały weekend było bardzo ciepło, ponad 30 stopni Celsjusza.
Plaża jest małym skrawkiem ciemnego piasku, ale woda jest ciepła i podobno nikt z tubylców w niej nie pływa, tylko turyści. No cóż, zaliczyłam nawet nocną kąpiel w dwóch miejscach i egzemy nie mam. Za to w nogach wieeele kilometrów spacerów (tak, w godzinach nocnych czułam się bezpieczniej niż za dnia).
Jedzenie i ceny
O ile bilety lotnicze i na metro są tanie, o tyle wypad do restauracji do najtańszych nie należy. W wielu miejscach doliczono nam tzw. coperto, które nazwałam talerzykowym, do tego niekiedy dochodził obowiązkowy napiwek. Ale ceny samego jedzenia też były dość wysokie w porównaniu z Hiszpanią czy Kretą.
Jeśli o włoskim jedzeniu wiesz tyle co ja i chcesz sprawdzić jak smakuje we Włoszech pizza, risotto i lasagne, to muszę Cię zmartwić – ostatniego dania latem nie znajdziesz. Lasagne jest zimowym daniem, czego nie wiedziałam, ale skoro już mam tego świadomość to się z Wami dzielę – możemy lecieć razem, w okresie zimowym, by spróbować tego cuda. Ale ale! Gdy zapytacie o lasagne naganiacze knajp mogą Wam odpowiedzieć, że jasne, mają. Pizza lasagne, tak?
Myślicie, że zapomniałam o lodach i słodkościach? Nic z tych rzeczy, proszę bardzo 🙂
Najbardziej podobały mi się kwiaty rosnące tu i ówdzie, porośnięte skały i Wezuwiusz znajdujący się wciąż w tle.
Jeszcze tu wrócę! To na pewno, chociaż to miasto jest pełne skrajności i podobno albo się je kocha, albo nienawidzi. Następny wypad w tym regionie na pewno będzie dłuższy.
Rzeczywiście, czysto i zachęcająco nie wygląda, ale każde miasto ma swój klimat.
Załapaliście się na żarcie z mikrofali? Nie zazdroszczę 😀 Podoba mi się, że wspomniałaś o akcencie językowym. Miałam okazję być w północnej części Włoch i tam problemów z porozumiewaniem się po angielsku nie było, mimo że miało to miejsce – matkojakajajestemstara – 18 lat temu.
Nie wiedziałam, że lasagne to zimowe danie, ale w sumie ma to sens. Chętnie wybiorę się tam z Tobą, gdy już spadnie śnieg, objemy się porządnie 😀
warto było czekać na wpis. Skoro zamierzasz wrócić, to odpowiedz na pytanie: kochasz czy nienawidzisz Neapol 😉
ja wyczytałam więcej podobania 😉
Proponuję wypad urodzinowy! ? Ogólnie jest wiele pięknych miejsc tylko ci ludzie i ten ogólny syf bardzo dużo odbierają temu miastu. I tak, na nasze to była mikrofala ? Ale bruschetta była spoko, w przeciwieństwie do risotto (nauczyliśmy się robić i wychodzi lepsze ?).
Dzięki ? Nic się przed Tobą nie ukryje – polubiłam ale do miłości jeszcze trochę ?
Ja właśnie tylko zwiedziłam Pompeje i weszłam na Wezuwiusz, będąc w tamtej okolicy – taka jednodniowa wycieczka fakultatywna 🙂 Będąc w Pompejach też ten Wezuwiusz w tle mi się strasznie podobał 😉 Do Neapolu chętnie bym się wybrała 🙂